wtorek, 22 listopada 2011

Szczęście jest blisko...

Jestem świeżo upieczonym małżonkiem. We wrześniu tego roku wziąłem ślub z moją ukochaną. Nasz staż małżeński to jeszcze nic w porównaniu z innymi w naszej rodzinie. Myślę jednak, że za kilkadziesiąt lat i my będziemy mogli nadal cieszyć się sobą i być przykładem dla naszych dzieci i wnuków. Niektórzy z Was pomyślą pewnie, że jestem naiwny. Patrząc dookoła na rozpadające się zalegalizowane związki, można stracić nadzieję, że i nasze małżeństwo przetrwa wiele lat. Niestety statystyki są bezlitosne...
Mimo, że w naszych rodzinach są pary, które bardzo długo pielęgnują swoją miłość, to są też i tacy, dla których rozwód był najlepszym wyjściem. Nie znaczy to, że osobiście popieram rozwody. Tak zostałem wychowany. Być może jestem staroświecki, ale chyba przyznacie mi rację, drodzy Czytelnicy, że codzienne pielęgnowanie związku jest szansą, że przetrwa on wiele lat. Czasami pytam się mojej drugiej połówki, czy za jakieś 20 lat nadal będzie mówiła, że mnie kocha. Za każdym razem odpowiada, że tak. Trzymam ją za słowo...
Śmiało mogę stwierdzić, że utrzymanie związku małżeńskiego w dzisiejszych czasach wcale nie jest łatwe. Nawiązanie znajomości na portalach społecznościowych jest dzisiaj prostsze niż kiedykolwiek. Podobnie smsowanie z nowo poznaną osobą może być przyczyną rozpadu małżeństwa. Osobiście nie chcę kusić losu, bo i po co? Skoro jestem szczęśliwy ze swoją żoną, to nie potrzebuję udowadniać sobie, że jestem ósmym cudem świata, bo zainteresowała się mną inna kobieta. Gdyby bawiły mnie flirty, to skakałbym z kwiatka na kwiatek i nie przysięgałbym miłości do grobowej deski. Po co chwytać kilka srok za ogon? Nie bawi mnie takie podejście do życia, bo wszystko, co jest mi potrzebne do szczęścia jest obok mnie.

piątek, 18 listopada 2011

Konflikt w związku

Autorem artykułu jest Agnieszka Pilecka


Oskarżamy się, mamy liczne pretensje, traktujemy się nawzajem niewybrednymi wyzwiskami, a tu należałoby wyłącznie wysłuchać siebie nawzajem, podjąć próbę zrozumienia partnera.

Konflikty zdarzają się w każdym związku, i nie stanowi to nic złego; gdy tylko nie rani partnera i służy jak najbardziej wspólnemu porozumieniu. Tymbardziej, że powodem sprzeczek najczęściej są drobiazgi. Często także spieramy się i o poważniejsze kwestie, ale i takie problemy potrafią zacząć się od błahostki.
Wszyscy małżonkowie raczej znają takie sytuacje, więc nie zaogniajmy sporu, ponieważ dużo lepszym rozwiązaniem byłaby rzeczowa dyskusja. Niech partnerzy spróbują spojrzeć na sprawę z dystansem. Pomyślmy czasem czy to aż takie ważne, aby się tak złościć z byle powodu. Lepiej ustąpić, dążyć do rozmowy a nie awantury.

Dobrym rozwiązaniem da nas jest na pewno próba zrozumienia partnera. Wyhamujmy z gniewnymi emocjami, wyciszmy się, uspokójmy, a na pewno nie powiemy o jedno słowo za dużo.
Dąsamy się, tłumacząc drugiej osobie w formie ogólników, a tu wystarczyłoby powiedzieć jedynie, o co nam konkretnie chodzi. Wspólnie nawet można ustalić, co nam utrudnia spokojny dialog, bo monolog to nie droga, aby zapobiec kłótniom. Wysłuchanie tego, co ma do powiedzenia druga osoba jest dużym krokiem do przodu.
Negocjacje między sobą będą bardziej konstruktywne. Otwarcie można mówić o tym, co nas boli. I przede wszystkim traktować siebie z szacunkiem, nie obawiać się ustępstw i pamiętać o przeprosinach, gdy zagalopowaliśmy się z nadmiarem wyrażeń podczas kłótni.

Najważniejsze, gdy nam na kimś zależy, gdy coś do kogoś czujemy, jest znalezienie tej właściwej nici porozumienia, chęć dojścia do kompromisu, podejmowanie prób wyjaśnienia powodów naszych konfliktów. Każdy z nas ma wady i zalety, jeżeli już między nami zaiskrzyło, eliminujmy z naszego życia w spokojny, rozważny sposób sytuacje sporne.
---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Kryzys małżeński – jak sobie z nim radzić?

Autorem artykułu jest Tomasz Galicki


Podobno pojawia się po trzech latach związku – nadciąga wówczas, gdy relacje międzyludzkie nie rozwijają się, a stan zakochania nie przechodzi w następny etap: etap budowania wspólnej przyszłości.
Jeśli para, dotąd, była skupiona na intensywnych – zewnętrznych doznaniach, po kilkudziesięciu miesiącach wspólnego życia, może dojść do wniosku, że brakuje jej silnych emocji. Głownie pożądania, fascynacji, tajemniczości. Kryzys po trzech latach to – w wielu europejskich państwach – psychologiczny standard.
Łatwo go wytłumaczyć na przykładzie: Ewelina i Mateusz poznali się na pierwszym roku studiów humanistycznych. Obydwoje, silnie nastawienie na rozwój intelektualny, zakochani w teatrze, w kinie, w sobie. Jeszcze pisząc prace licencjackie, uchodzili za ideał związku. Gdy ona musiała jechać do rodziców na weekend, on zajmował się sprzątaniem wynajętego pokoju, robił zakupy i oddawał książki do biblioteki. Gdy z kolei on złapał grypę, ona zdobywała wpisy do obu indeksów, stała w kolejce do rejestracji w przychodni studenckiej, dbała o ukochanego.
Na czwartym roku coś zaczęło się psuć – Ewelina dostała pracę w redakcji feministycznego pisma i choć miała tylko prowadzić korektę artykułów, niezatrudniony nigdzie Mateusz poczuł się odsunięty na boczny tor. Na nic zdały się jego argumenty, że przecież stypendia wystarczają im na przeżycie i nie ma sensu (w obliczu nowych, naukowych wyzwań) chałturzyć w „mało ambitnym” magazynie. Dla niej ten magazyn był ciekawy, poznane osoby – barwne i inspirujące. I choć kryzys w związku niekoniecznie musi oznaczać jego koniec, to pewnego dnia Ewelina zauważyła, że na telefonie jej partnera jest kilkanaście nieodebranych połączeń. Zapytany o to Mateusz wyznał, że „odświeżył znajomość” z byłą sympatią licealną. „Na razie to nic poważnego, ale czuję się samotny i znów chce mieć przy sobie bliską osobę” – tłumaczył. Aluzja była wymowna, ale Ewelina – po paru próbach ratowania związku – straciła ochotę, by na każdym kroku udowadniać swemu chłopcu dozgonne przywiązanie i niesłabnące uczucie. Para rozstała się na siódmym semestrze: - Z fajnego, ambitnego faceta, Mateusz zmienił się w narzekającego człowieka. Sam nie mając pomysłu na wspólną przyszłość, obciążył mnie winą za niepowodzenie związku. To nie fair – twierdzi Ewelina. Mateusz broni się: - Nikt nie chce czuć chłodu emocjonalnego, a taki, niestety, wdarł się w nasze relacje. Nie potrafiłbym żyć z kimś, z kim łączą mnie tylko wspólne rachunki, studia i opowieści z przeszłości. Chcę mieć partnerkę, która uwzględnia mnie w swoich planach na następne „x” lat!
Wnioski: Obie osoby nie umiały poradzić sobie z wizją tego, co będzie je czekać po skończeniu studiów. Dopóki nauki nie brakowało, a życie akademickie dostarczało wielu wrażeń, miło było uchodzić za „zgraną parę” i ramię w ramię mierzyć się z wyzwaniami uczelnianymi. Jednak perspektywa osiągnięcia dorosłości była na tyle stresująca, że Ewelina znalazła sobie nową pasję – dorywczą pracę, a Mateusz postanowił sprawdzić, jakby to było, gdyby jednak związał się ze swoją dawną dziewczyną. Partnerstwo oparte na eksperymentowaniu i byciu razem tylko wtedy, gdy okoliczności zewnętrzne są sprzyjające, zwykle prowadzi do rozpadu związku.
Na szczęście w wypadku opisanej pary istnieje wielka szansa na ponowne porozumienie. Jeśli tylko młodzi zdecydują się na poważną rozmowę o przyszłości i docenią minione – udane lata, mają szansę na ponowne zbliżenie się do siebie. I wyciągnięcie wniosków z przeżytego kryzysu.
---
T.G.

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Subiektywna rzecz o miłości

Subiektywna rzecz o miłości

Autorem artykułu jest Artur Szczawiński


W historii świata istnieje kilka zjawisk, które od zarania dziejów towarzyszą cywilizacjom ludzkim. Są uniwersalne i niemożliwym jest podporządkowanie ich własnej woli. Obok takich pojęć jak czas, siły natury, czy śmierć, na piedestał wysuwa się odwieczny obiekt ludzkich intryg i fascynacji, jakim jest miłość.
Czym jest owa miłość jeśli nie siłą napędową otaczającego nas świata...
Od wieków myśliciele, wielcy ludzie światłego umysłu starali się w jakikolwiek sposób odnieść w swojej twórczości do fenomenu miłości, jednak ona niestrudzenie wymyka się spod prób zamknięcia jej w sztywne ramy suchych definicji, równocześnie zachęcając w dalszym ciągu do poznawania jej kuriozum.. Wszak istotą miłości jest jej wymiar niematerialny, eteryczny, niemal mistyczny... Jak więc mogłoby być możliwe określenie słowami czegoś, co istnieje na pograniczu świata rzeczywistego i metafizycznego. Byłoby to egoistyczne, ponieważ taki żywioł jak miłość nie może należeć absolutnie do nikogo, nikt nie ma prawa jej sobie podporządkować nadając jej wymierny kształt lub ograniczając ją do prostych funkcji, które pozornie pełni. Mimo jej nieokiełznania, prominenci naszych czasów starali się uchylić choć rąbka mistycznej tajemnicy, która spowija ten osobliwy cud, jakim jest miłość.
Antoine de Saint-Exupery zwykł mawiać, że „miłości nie można wyrazić w myślach. Ona po prostu jest.” Uznawał ją za nieskończone dobro, które wbrew prawom ziemskim mnoży się, gdy człowiek dzieli się nią z innymi. Według niego miłość stanowi tą iskrę, która łączy pozornie obcych sobie ludzi, skłaniając ich do patrzenia w jednym kierunku.
 Inny myśliciel- Eurypides wskazuje na ambiwalentny charakter miłości, gdyż może ona być zarówno największą słodyczą i największą goryczą na Ziemi. Odnosząc się do tej myśli można wyciągnąć wnioski, że charakter miłości zależy od okoliczności, w jakich pojawia się w życiu człowieka. Może się stać zarówno uskrzydlającym błogosławieństwem nadającym sens istnienia, jak i klątwą, która czyni żywot pasmem cierpienia i udręki. To świadczy o niesłychanej sile miłości, która może opętać człowieka czyniąc go niemal marionetką na sznurku, niezdolną do racjonalnego myślenia czy podejmowania decyzji.
 Na przestrzeni wieków była powodem wielu pięknych, ale także tragicznych wydarzeń... Z powodu niespełnionej lub zranionej miłości wybuchały krwawe wojny, a niezliczone zastępy nieszczęśliwie zakochanych desperatów żegnały się z życiem na wzór Goethowskiego Wertera, czy postaci Romea z dramatu Williama Shakespeare’a.
Równocześnie miłość była iskrą do pięknych czynów, stanowiących kwintesencję jej natury. Czym bowiem kieruje się kochający ojciec, który poświęca własne życie dla dobra dziecka? Co jest motywem mężczyzny, który dla Ukochanej jest w stanie dokonać niemożliwego? Niczym innym jak czystą miłością. Czy to właśnie nie to stanowi jej największą wartość?
Tylko cudem można nazwać siłę, która kieruje ludzi do poświęcania siebie dla drugiej osoby. Człowiek z natury jest stworzony po to by kochać i być kochanym. Bez tego życie wydaje się bezsensowne i pozbawione jakiejkolwiek wartości. Co bowiem pozostanie osobie, która nie doznała uczucia lub nim nie obdarowała? Pustka... Poczucie samotności i niemożność czerpania uciechy z absolutnie niczego. Pomijając fakt, że będzie ona pozbawiona owocu miłości do drugiego człowieka, w postaci szczęśliwej rodziny.
 Nieprzypadkowo wspomniałem tu o szczęściu, ponieważ miłość nazbyt często bywa z nim utożsamiana. Są odbierane jako nierozerwalne aspekty tego samego pojęcia. Być może błędnie miłość jest wiązana ze szczęściem, a to dlatego, że szczęśliwym zazwyczaj nazywa siebie człowiek pałający miłością spełnioną, której osiągnięcie, pozornie łatwe, stanowi dla wielu przedmiot ciągłych dążeń, a nawet ostatecznego spełnienia.
 Niezwykle problematyczne jest odniesienie się z własnej perspektywy do zjawiska miłości. Często błędnie interpretowane zachowania, czy odczucia są szumnie określane mianem szaleńczej miłości. Czy młodzieńcze zauroczenie można nazwać miłością w pełnym znaczeniu? Czy przyzwyczajenie do przebywania z drugą osobą może rządzić się prawami miłości? Takich pytań są niezliczone ilości, a na każde z nich jeszcze więcej odpowiedzi..  Jednak ta prawdziwa, nieskrępowana i bezwarunkowa miłość towarzyszy człowiekowi  już od momentu przyjścia na świat, kiedy to trafia w objęcia swojej jedynej matki. Mówi się czasem, że tylko matka potrafi prawdziwie kochać, że wyłącznie matczyna miłość jest czysta i pozbawiona jakichkolwiek złych intencji. Czy słuszne jest to stwierdzenie? Życie w swojej przewrotności pokazuje, że nie zawsze...
 Miłość występuje w wielu różnych postaciach. Zazwyczaj rozumiana jest jako uczucie łączące ze sobą ludzi. Co zatem z miłością do Boga, której rozliczne przykłady spotyka się w literaturze i sztuce? Czy jest ona tym samym co miłość ludzka? Moim zdaniem ma całkowicie inny wymiar, chociaż w skrajnych sytuacjach stanowi ekwiwalent tejże ziemskiej miłości. Człowiek ma prawo szukać miłości. Jeżeli z różnych powodów nie zaznaje jej od drugiej osoby, to miłość do Boga może stać się czymś porównywalnym, lub subiektywnie bardziej wartościowym i wyższym. Nie na darmo bowiem św. Augustyn wskazywał Boga jako na pierwotne Źródło miłości. Wszelkiej miłości..
Ciekawą jest miłość w pojęciu Immanuela Kanta. Mówił on, że nie istnieje ona w prawdziwej formie bez poważania, że jest ono istotną determinantą, aby można było mówić o kochaniu. Kant definiuje również miłość jako niezbędny element dopełniający naturę człowieczą, ponieważ cechuje się ona tolerancją na poglądy innych ludzi. W myśl kantyzmu miłość w pojęciu transcendentalnym można zaliczyć do noumenów. Nie ma możliwości całkowitego poznania jej.

Patrząc z tej właśnie perspektywy, którą przedstawiał Immanuel Kant w swoich rozważaniach dostrzegamy niebywałą hipokryzję w przekonaniach niektórych ludzi. Mają oni czelność twierdzić że miłość to coś ograniczonego, coś prawie że materialnego. Śmieszną i żenującą wydaje się być sytuacja, w której tak zwani „naukowcy” starają się ściągnąć cud miłości do postaci wzoru reakcji chemicznej, zachodzącej w ciele zakochanej osoby. Moim zdaniem tak skrajny realizm nie powinien mieć w tym przypadku zastosowania, ponieważ nikt nie powinien podważać w swojej ocenie mistycznej natury, jaką niewątpliwie posiada to najbardziej intrygujące z uczuć. Próby jakiegokolwiek umniejszenia potęgi miłości winny być, w moim odczuciu, ostro negowane, ponieważ takiemu zjawisku należy się status nienaruszalnego sakrum. Jako wartość ponadczasowa i uniwersalna kategorycznie nie może być sprowadzana do tak przyziemnych kategorii jak prosta definicja naukowa.
 W tym momencie powstaje pytanie.. Czy nauka i wiążący się z nią postęp są wrogiem prawdziwej miłości? Zapewne każdy odpowie sobie na nie według własnego sumienia.. Ja jednak czuję się zobowiązany przedstawić na ten temat swoją subiektywną ocenę. Uważam, że miłość i nauka nie są najlepszym połączeniem. Mało tego, mogę się tu nawet pokusić o stwierdzenie, że są to dwa różne, przeciwstawne sobie pojęcia. Świadczy o tym w pierwszej kolejności ich charakter. Nauka cechująca się chęcią poznania rzeczonego obiektu, zbadania go na wskroś jest po prostu zbyt inwazyjna i brutalna na to, aby traktować o rzeczach takich jak uczucia. Miłość zaś to niemal synonim delikatności, zwiewności, która pod naciskiem analizy naukowej kruszy się i traci swój eteryczny i pozazmysłowy charakter. Niestety, w obecnych czasach nacisk ten jest jeszcze większy i bardziej nieubłagany..
 Jak już wspomniałem, nauka wiążę się z postępem, a postęp w dzisiejszych realiach oznacza pogoń za dobrami materialnymi. Jak można wywnioskować, również w tej materii miłość jest okaleczana i traktowana bez należnej czci. Jak inaczej można tak zwaną „miłość za pieniądze” jeśli nie obrzydliwą próbą wykorzystania do karygodnych praktyk jednego z najpiękniejszych aspektów miłości mężczyzny i kobiety.
Tego typu proceder godzi w szlachetność i urok tegoż uczucia, odziera je z wszelkiej niewinności, odbiera czystość.. To samo można powiedzieć o swoistej komercjalizacji oraz sygnowaniu materialnych przedmiotów, mających służyć zarabianiu pieniędzy mianem „miłości”. W tym kontekście słowo to staje się puste, traci wszelką wartość i jest tylko znakiem towarowym na kolejnym, nic nie wartym gadżecie na półce sklepowej. Przykrym jest fakt, że podane przeze mnie niecne procedery są tylko kroplą w morzu wszystkich nadużyć, jakie krzywdzą i niszczą to najpiękniejsze z uczuć.
 Na koniec jednak należałoby pokrzepić się myślą, że mimo tej plagi zła, która krąży wokół miłości, zawsze będą ludzie zdolni bronić jej czystości, jej uroku i mistycznej natury. Będą oni także, po wsze czasy zadawać sobie pytanie „Czym właściwie jest miłość?”. Jednak jednoznacznej odpowiedzi nikt nigdy nie uzyska..

---
Artur Szczawiński

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

O potrzebie czułości....

O potrzebie czułości....
Autorem artykułu jest Tomasz  Sobolewski
Wszyscy mamy problem z wyrażaniem czułości. Większość z nas ma potrzebę czułości. Czułe gesty mogą oznaczać wdzięczność, miłość i wsparcie lub coś wręcz przeciwnego – niepewność i lęk.
Zależy to od okoliczności, charakteru danej relacji z innymi oraz sposobu okazywania jej. Ciekawe, że ludzie są bardzo czuli wobec swoich psów, kotów i innych zwierząt, wobec małych dzieci, osób które są w ciężkiej kryzysowej sytuacji, czasami też wobec swojego kochanka, a tak na co dzień czułość wydaje się niezręczna, powoduje zahamowania i emocjonalne bariery.
A czułość (tak jak i dotyk) jest wyrazem afirmacji, wsparcia, wyraża naszą delikatność, miłość oraz poczucie przynależności. Wyraża naszą empatię oraz podkreśla naszą wspólnotę z innymi. Czułość jest bardzo ważną cechą naszych relacji z innymi. Można ja wyrazić poprzez dotyk, słowa, gesty, kontakt fizyczny albo w sposób inny chociażby poprzez prezenty. Zastępcze formy okazywania czułości to wspólne czytanie książki lub oglądanie filmu.
Czułość może przejawiać się w naszych wspólnych kontaktach seksualnych, ale relacje seksualne też mogą obejść się bez czułości.
Nie potrafimy otwarcie okazywać czułości i sprawia nam to wiele trudności.Jako dzieci byliśmy przyzwyczajeni do czułych gestów swoich rodziców lecz jako dorośli uważamy czułość za coś infantylnego, niedojrzałego i zniewieściałego. Nasza niezdarna czułość rodzi tęsknotę za czułością. Za okazywaną czułością rodzi się lęk czy zostanie ona dobrze odebrana i czy nie zostaniemy odtrąceni, odrzuceni. Czułość też może wywoływać lęk i inne uczucia związane z naszą przeszłością.  Np. dzieci które miały czułości w nadmiarze mogą później stać się bardzo „chłodne” aby podkreślić swoją autonomię i niezależność. Wyparcie czułości wiążę się też ze niepewnością społecznej akceptacji,  a także z wypartymi lękami i wspomnieniami związanymi z seksualnością. Wydaje się, że większy problem w okazywaniu czułości mają mężczyźni. Bo mężczyźni dobrze znają smak społecznej dyskryminacji (nazywania ich mamisynkiem). Nikt też mężczyzn nie uczy czym jest czułość, która nie ma nic wspólnego z seksem.
Czułość tymczasem to ekspresja naszych uczuć, miękkich i łagodnych, wyrażania, podkreślania własnego „Ja” w kontaktach z innymi, które dają radość i poczucie przynależności. Czułość to też wyrażenie swojej spontaniczności i emocji. Nie wszystkim przychodzi to łatwo. Niektórzy muszą uwolnić się od swoich psychicznych czy kulturowych zahamowań, pokonać lęki związane ze swoją seksualnością. Utrudnieniem w okazywaniu czułości może być miłość do siebie, którą nie chcemy dzielić się z innymi. Być może to też niechęć do osób homoseksualnych, która może wywoływać zawstydzenie lub agresję.
Częścią dynamiki czułości może być nienawiść. Przeżywamy wewnętrzne konflikty, gdy blokujemy empatie i współczucie dla bliskich nam osób. I jakże jesteśmy zdziwieni, że jesteśmy wrogo nastawieni do osób z którymi powinna łączyć nas czułość. Z upływem czasu nieumiejętność okazywania czułości (tak jak i innych ciepłych uczuć) może zostać pogłębiona przez przerażenie, smutek, wstyd i poczucie winy.
W każdym z nas drzemie tęsknota za czułością. Uporczywa potrzeba czułości. Rodzi się ona w okresie prenatalnym i we wczesnym dzieciństwie, kiedy to te wszystkie rodzicielskie zabiegi – pieszczoty, pochwały, dotyk, naśladowanie wyrazu twarzy – stanowiły dla dziecka upragniona gratyfikacje. Potrzeba ta towarzyszy nam w późniejszym życiu, tylko teraz wypieramy się tego i szukamy innych wymówek.
W związku dwojga osób, w małżeństwie usilnie pracujemy aby pozbyć się oznak czułości. Związek, który wraz ze swoją miłością i czułością powinien otwierać nas na świat nowych doświadczeń – staje się on paranoidalnym układem.
Z czasem życie powinno być dla nas bogatsze i często dzieje się na odwrót – ulegamy cynizmowi, sarkazmowi i wrogości. Utrata miłości i czułości do własnego „Ja” może przybrać formę nienawiści i wrogości do siebie, którą przeniesiemy na innych……
---
http://tomaszsobolewski.blogspot.com/  

Artykuł pochodzi z serwisu  www.Artelis.pl